Tuż po zrobieniu tego zdjęcia w kropiącym deszczu, zaczęła się burza. Zresztą widać już zrywający się wiatr na rozmazanych gałęziach drzew. Zaczęło walić piorunami, zatem p i o r u n e m uciekłem do auta, ratując aparat po bluzą i próbując wyłączyć komórkę, żeby nie stać się żywym piorunochronem. Ale się na szczęście udało uciec przed największa ulewą i orkiestrą grzmotów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz